Fajny artykuł

O nas - zbieraczach. Spotkania.
Wiadomość
Autor
Paweł
Administrator
Posty: 2163
Rejestracja: 28 stycznia 2005, 14:26
Lokalizacja: Warszawa

Fajny artykuł

#1 Post autor: Paweł »

Ekstremalne wyprawy do zakazanej Warszawy
Obrazek
W starej fabryce lamp znaleźliśmy puszkę po kawie zbożowej z 1974 r. W kamienicy przy Szucha słoiki z przetworami porzucone przez radzieckich oficjeli. Nie daliśmy się złapać ochronie i zobaczyliśmy kawałek znikającej Warszawy

Po wpisaniu w Google hasła "opuszczone miejsca" pojawia się ponad 800 tys. linków. To strony internetowe, blogi i wątki na forach dyskusyjnych. Są na nich opisy i zdjęcia pustych, niszczejących budynków oraz mnóstwo praktycznych informacji, np. jak wejść do kanałów pod miastem lub gdzie jest dziura w płocie wokół dawnej fabryki domów na Tarchominie.

Na portalu społecznościowym Grono.pl o opuszczonych miejscach w Warszawie dyskutuje ponad 2 tys. osób. Orion i Sławek godzą się zostać naszymi przewodnikami po miejskich eksploracjach. To rodzaj ekstremalnej turystyki, który polega na zwiedzaniu opuszczonych fabryk, kamienic, bunkrów i baz wojskowych.


Z poradnika ekstremalnego turysty

Załóż ciuchy, których nie szkoda ci będzie ubrudzić. Takie, w których można się czołgać i przeciskać przez wąskie szczeliny.

Cel

Nieczynna fabryka lamp rtęciowych im. Róży Luksemburg przy ul. Karolkowej. Budynek robi ponure wrażenie. Lewe skrzydło zostało wyburzone, prawe obłożono brzydką elewacją ze szkła. Przed wojną fabryka należała do koncernu Philips i produkowała 4 mln żarówek rocznie. W PRL-u pracował tam Adam Michnik. Zakład zamknięto na początku lat 90. Część hal jest w takim stanie, w jakim zostawili je robotnicy. Cały teren jest ogrodzony i pilnowany przez agencję ochrony.

- Bądźcie przygotowani na szybką ucieczkę, skakanie przez płot, a ostatecznie na rozmowę z policją - uprzedza Orion. Ma 25 lat i już 50 ekstremalnych wypraw na koncie.

Strach przed kontaktem z policją nie jest w nas tak silny jak obawa o zdrowie i życie. - Jak ktoś ma głowę na karku, żadne miejsce nie jest niebezpieczne - uspokaja Orion. - Mnie przez trzy lata nic się nie stało. Ale kiedyś kolega zapadł się w podłogę aż do pasa. Uratowało go to, że rozstawił szeroko ręce.

Brama wjazdowa do fabryki jest otwarta. Mijamy pustą budkę wartownika i skręcamy w krzaki. Do budynku wchodzimy przez wyłamane drzwi wyjścia ewakuacyjnego. Podłoga jest zawalona gruzem i śmieciami, ale po chwili stoimy w czystej klatce schodowej. - Teraz bezwzględna cisza, aż będziemy na czwartym piętrze - nakazuje Orion.

Gęsiego wchodzimy po schodach. Z czwartego poziomu drewnianą drabinką wspinamy się na dach i stajemy urzeczeni widokiem na Wolę. Zachodzące słońce odbija się w szklanych elewacjach wieżowców. - Wiele osób odwiedza ten dach. Robią fotki, przychodzą tu na randki. My kiedyś zrobiliśmy tu grilla w trzydzieści osób - opowiada Orion.

Przez wybite okno przeciskamy się na klatkę schodową i zeskakujemy w dół. Jesteśmy w hali produkcyjnej. Wszędzie leżą metalowe fragmenty maszyn, połamane krzesła i stoły. Ze ścian płatami odpada farba. Pokój na trzecim piętrze ma drewniany parkiet, pod ścianą stoją dwa stoły kreślarskie. Na podłodze walają się szare i czarne skoroszyty. "Pierścienie pieca do odprężania detali lampy H-4" - czytamy podpis pod pożółkłym rysunkiem technicznym wyjętym ze skoroszytu z datą 1974 r.

Natrafiamy też na skarb: aluminiową puszkę po kawie zbożowej. Rok produkcji 1976 r. Żadnego z nas nie było jeszcze na świecie. - To jeszcze nic. W piwnicy znalazłem tu kiedyś zakapslowane butelki coca-coli. Płyn był już przezroczysty - chwali się Orion.

- Niektórzy uważają, że zabieranie przedmiotów z eksplorowanych miejsc to kradzież i profanacja - wyjaśni nam później Sławek. Dla niego najcenniejszą pamiątką z wypraw są zdjęcia. - Dokumentuję. Fotografuję graffiti, drzewo wyrastające na balkonie - tłumaczy.

Orion też robi zdjęcia. Wrzuca je potem do internetu, żeby pochwalić się kolejną wyprawą. Jego ulubione miejsce to właśnie Róża Luksemburg. - Kiedyś miałem tu urodziny, koleżanki przyniosły tort - zdradza.

Przed każdym zejściem schodami na niższy poziom nasłuchuje. Ochrona robi czasem obchód budynku. Udziela nam się jego napięcie. Tym bardziej że jedyna droga wyjścia prowadzi przez parter i piwnice. Nie zatrzymujemy się w nich długo. Jeszcze chwila i wychodzimy na zarośnięty dziedziniec. Udało się.



Eksploracja wojskowa



Z poradnika ekstremalnego turysty

Eksploracje to nie zabawa. Niezbędne jest oświetlenie: świece i lightsticki (plastikowe rurki, które po złamaniu święcą), którymi można oznaczać drogę powrotną. Konieczne są nóż, kombinerki, śrubokręt.



Cel

Obiekt militarny w Kampinosie, niedaleko granic miasta. Nie ma go na żadnych mapach. To zapasowe centrum dowodzenia na wypadek wojny nuklearnej. Do niedawna jedna z pilnie strzeżonych tajemnic Ludowego Wojska Polskiego.



Realizacja

Z lasu wychodzimy na polanę wielkości boiska piłkarskiego. Okazuje się, że to betonowa płyta porośnięta grubą warstwą mchu. I zarazem dach ogromnej hali bunkra, prawdopodobnie garażu. Pod ziemię schodzimy przez wąski szyb z metalową drabiną. Jest ślisko i ciasno. Zapalamy latarki. Telefony komórkowe tracą zasięg.

Zaglądamy do kolejnych pomieszczeń. Wojsko nie zostawiło prawie nic. Są tylko resztki instalacji, blaszane rury napowietrzające. W ogromnej sali dowodzenia zostały tylko roztrzaskane skrzynki. W poszukiwaniu kabli szabrownicy zdarli nawet płytki wygłuszające ściany. Do niedużego pomieszczenia na niższym poziomie prowadzi nas zapach ropy. Stoją w nim resztki potężnego silnika. Na tabliczce znamionowej jest data produkcji (1962 r.) i moc (160 KM). Widać też ślady po drugim silniku. Oba dostarczały prąd do wszystkich urządzeń bunkra.


Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie w śluzach i ciemnym korytarzem zbliżamy się do piwnic budynku, który wygląda jak szkoła tysiąclatka, a tak naprawdę był koszarami. Tędy wydostajemy się na powierzchnię. To, co w latach 60. było cudem wojskowej techniki, rozpada się w proch. Orion: - Z roku na rok jest coraz mniej obiektów do eksploracji. Nie ma już hali na Giełdowej, Waryński też poległ. Każdy chce mieć grunty pod luksusowe mieszkania.

Z poradnika ekstremalnego turysty

Zaplanuj wyprawę. Nie wchodź do obiektu prostu z ulicy. Robienie zwiadu też jest ekscytujące. Sprawdź, gdzie jest strażnik, którędy można wejść, i opracuj strategię szybkiej ewakuacji.



Cel

Opuszczona kamienica w Al. Szucha. Miejsce bardzo polecane w internecie. Budynek należy do ambasady rosyjskiej. Dawniej urzędowali w nim radzieccy oficjele, dziś jego status jest niejasny. Rosjanie niemal wszystko tu zostawili. Socrealizm w czystej postaci.



Realizacja

Najbardziej oczywista droga, przez bramę, wystawia nas na widok ochroniarzy z pobliskiej kancelarii premiera. Wciskamy się za billboard wiszący na ogrodzeniu i wspinamy się po nim na mur. Za nim sceneria niczym z filmów grozy - zarośnięta chwastami piaskownica, wokół zardzewiałe, skrzypiące na wietrze huśtawki i połamane drabinki. W głębi majaczą zarysy odrapanego pałacyku. - To dawne przedszkole dla dzieci pracowników radzieckiej ambasady. Legenda głosi, że na tyłach budynku dawniej parkował wielki mercedes wyprodukowany na zamówienie samego Göringa. Jeździł nim pierwszy powojenny lokator pałacyku, marszałek Michał Rola-Żymierski - opowiada Sławek.

Naszym celem jest sąsiadująca z pałacykiem kamienica, w której mieszkali dyplomaci. Próbujemy wyłamać kłódkę. Po kilku minutach bezskutecznej szarpaniny zostaje nam tylko droga przez wybite balkonowe okno na pierwszym piętrze. Na balkon można się wspiąć z dachu zsypu. Na dach zsypu, wdrapując się na zardzewiałą lodówkę.

Nie ma wątpliwości: łamiemy prawo, jesteśmy włamywaczami, naruszamy cudzą własność. Sławek: - To miejsce niczyje, od lat nikt się nim nie interesuje. Ja nigdy nic nie niszczę, nie rozkradam. No dobra, raz coś zabrałem.

Prowadzi nas do kameralnej sali kinowej z rzędami połamanych foteli. W sąsiednim pokoiku, pośród walających się na podłodze rolek taśmy filmowej, stoi przedpotopowy projektor. Były w nim kiedyś dwa palniki. Jeden jest już u Sławka w domu. - Drugi zostawiłem, żeby inni eksploratorzy mogli go obejrzeć - mówi.

Zwiedzamy inne pokoje. Wyglądają tak, jakby lokatorzy wyszli tylko na chwilę. Pożółkłe tapety, zabawki, zapasy słoików z przetworami. Na podłodze leży niedokończona dziecięca kolorowanka. - Rosjanie nie zabrali nawet mebli. Musieli się wyprowadzać w wielkim pośpiechu - przypuszcza Sławek.

Często przystaje z zamkniętymi oczami. Wyobraża sobie ludzi, którzy przechodzili przez wyrwane dziś z zawiasów drzwi? Jacy byli? Co się z nimi stało? Dlatego woli samotne wyprawy - wtedy nikt go nie rozprasza. - Kiedyś zabrałem na wyprawę koleżankę. Spękała. Cóż, to hobby to nie zbieranie znaczków - kwituje.

Wychodzimy na dach. Wieje wiatr, niebo pociemniało. Sławek: - Wolę, jak pogoda jest złowieszcza. Robi się lepszy klimat.

Wycieczkę na dach zawsze zostawia sobie na deser: - Zobaczcie: na dole kręcą się strażnicy ambasady i nic nam nie mogą zrobić. A my mamy u stóp całe miasto. Tylko dla siebie.


Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna

Awatar użytkownika
visto
Posty: 166
Rejestracja: 03 lipca 2008, 17:20
Lokalizacja: Łódź

#2 Post autor: visto »

Rzeczywiście artykuł świetny. Nie tylko dla tego, że jest coś napisane o starej coli, ale dlatego, że ma swój "charakter" i duszę. Oczywiście bardzo się dotyczy kapslarzy, ponieważ my możemy tak chodzić i szukać kapsli (tak jak choćby Szkopas z Seboolem czy Junior Cis). Muszę coś takiego przeżyć w końcu w Łodzi mam dużo okazji do tego. I ten dreszczyk emocji bezcenne...
Klub Żużlowy Orzeł Łódź


Mój setny post : Pią Gru 19, 2008 09:11

Awatar użytkownika
Jacek
Posty: 1725
Rejestracja: 01 grudnia 2005, 14:59
Lokalizacja: Kraków, Rakszawa
Kontaktowanie:

#3 Post autor: Jacek »

Tak coś w tym jest. Kiedy chodziłem po tym młynie to byłem taki podniecony i był taki dreszczyk emocji i ciekawość co za chwile znajdę. Świetne przeżycie. :)

Awatar użytkownika
seboo
Posty: 610
Rejestracja: 18 lutego 2008, 21:09
Lokalizacja: Ostrzeszów

#4 Post autor: seboo »

no racja . Jak sie znajdzie jakiegoś rzadkiego kapsla to wtedy sie jest tak ucieszonym ze od razu chcę sie szukać dalej . Myślę ze jest jeszcze wiele miejsce gdzie leżą np 1 warszawy ostrowy Poznanie Gdański . A visto w Łodzi tam szukaj . Jak masz możliwość wejścia do jakieś piwnicy . jak widzisz jakiś opuszczony dom . Na pewno coś znajdziesz . Tylko nie daj sie złapać . Powodzenia w ratowaniu kapsli ! u nas już cały Ostrzeszów przeszukany .
750PL PIWNE

Awatar użytkownika
visto
Posty: 166
Rejestracja: 03 lipca 2008, 17:20
Lokalizacja: Łódź

#5 Post autor: visto »

No jutro chyba biorę latarkę stare ciuchy i szukam kapsli:). W Łodzi jest mnóstwo starych, opuszczonych miejsc. Dzięki Paweł za artykuł, natchnął mnie:).
Klub Żużlowy Orzeł Łódź


Mój setny post : Pią Gru 19, 2008 09:11

Awatar użytkownika
seboo
Posty: 610
Rejestracja: 18 lutego 2008, 21:09
Lokalizacja: Ostrzeszów

#6 Post autor: seboo »

i super na pewno coś fajnego znajdziesz Powodzenia
750PL PIWNE

Awatar użytkownika
Jacek
Posty: 1725
Rejestracja: 01 grudnia 2005, 14:59
Lokalizacja: Kraków, Rakszawa
Kontaktowanie:

#7 Post autor: Jacek »

Tylko szukaj uważnie i wszedzie np. pod jakimis pudłami ciuchami, itd bo szkoda by było przegapić jakiegoś kapsla :)

ODPOWIEDZ